Paryż, po raz trzeci już. Zafundowaliśmy sobie zastrzyk jego esencji:
Luvr, trasa wzdłuż Sekwany, wyjazd na samą górę wieży Eiffla (tu ażeby ukoić nerwy, musiałam, po prostu musiałam napić się szampana! nie chichotać tam pod nosem!), Montmarte, Dzielnica Łacińska, Saint Chapelle i Pompidou. Po trosze z każdej epoki, która odcisnęła swoje piętno na historii miasta.
A już szczytem francuskiej, pokrętnej, logiki było przemycenie Marianny do naszego hotelu :P Zarzekaliśmy się, ze zapłacimy, ale jak przyszło co do czego popatrzyli na nas baaardzo zdziwieni i powiedzieli, że nie ma nawet o czym mówić... :D Allor, merci ( z pocałowaniem rączki)!