Ranek. Wyjeżdżamy. Przy hotelu -6 stopni, do zniesienia. Zjeżdzamy w dół, na trasie już -9. Dalej jedziemy w dół, aż docieramy do stacji narciarskiej w Livigno. A tu niespodzianka -17,5 stopnia. Owszem, nie przykładałam się do fizyki, ale coś ewidentnie tu nie gra :D Ach, po wyjeżdzie na stok znowu było -6 stopni :DDDD
Livigno to cudowne miejsce. Alkohol dwa razy tańszy, benzyna co najmniej 1 zł tańsza na litrze niż w Polsce, okulary przeciwsłoneczne praktycznie wszystkie połowę tańsze, dostatek czekolad, słodyczy, perfum i kosmetyków. Nie wiem czy ich za to kochać czy nienawidzić z zazdrości. W każdym razie zakupy porobione, więc moi dzielni czytelnicy mogą liczyć na poczestunek :)