Dzień na muzeum van Gogha. I na wstępie apel do ludu: kupujcie e-bilety. Odrobinę zaskoczeni, ale z dziką satysfakcją ominęliśmy caaaaałą kolejkę dzięki temu. Muzeum prezentuje, można by rzec, holistyczne podejście do tematu. jest podział na inspiracje malarza, wczesny okres twórczości, okres francuski, aż po jego popleczników.
Druga połowa dnia to zachwyt knajpkami serwującymi organic food. Absolutnie wyborne! A później spacer. I te kanały, kanały, kanaliki, mosty i kładki... Rozmowy na kanałem, spacery nad kanałem, wygłupy nad kanałem. Wszystko brzmi dobrze :)
Ach, i jeszcze ciekawostka kulturowa: Holendrzy niczego się nie wstydzą w swoich domach, ba, wręcz chcą chwalić zamiłowaniem do sztuki i nauki, wiec nie mają w zwyczaju zasłaniać okien. Wieczorem zachwycaliśmy się smakiem z jakim urządzają swoje mieszkania, wartością dzieł sztuki które ot tak wiszą na ścianach i niezliczonymi regałami z książkami. Niesamowite i odrobine surrealistyczne z perspektywy Polaka.